Poprzedni fragment Następny fragment

oman za wszelką cenę próbował nie tracić z oczu Ardana i Lochlainna, co nie było łatwe, zważywszy na fakt, iż do okoła wznosiły się i opadały z głośnym świstem brzeszczoty mieczy i ostrza toporów. To, podobnie jak charkliwe odgłosy ranionych ludzi oraz dzikie wrzaski tych w jednym kawałku, zlewało się w upiorną kakofonię, która przyspieszała bicie serca i zasnuwała mózg mgłą szaleństwa. Przekonał się, że to, co w niewoli mówiono mu o berserkerach, ludziach ogarniętych szałem zabijania i okrucieństwa, jest czymś więcej niż tylko wydumaną opowiastką. On sam musiał bardzo uważać, by nie zawładnęła nim bezmyślna żądza krwi, panicznie bał się utracić resztkę swego człowieczeństwa.

Dobrze, że nie Anya tego nie widzi, przyszło mu do głowy, gdy umykał przed ciosem rosłego Wikinga z barwnym tatuażem na muskularnym ramieniu. Dźgnął go płazem między żebra. To byłby dla niej wstrząs, dodał czując, z jaką łatwością żelazo tnie miękkie tkanki, a jego ciałem, na jęk konania, targnęły dreszcze.


la Anyi to był wstrząs.

Walka z jednym, dwoma lub kilkoma przeciwnikami to pryszcz w porównaniu z rzezią, która miała miejsce tutaj. Tu śmierć mogła nadejść zewsząd, choćby od towarzysza. Zimny oddech Kostuchy zjeżył delikatne włoski na jej karku. Śmiertelny strach paraliżował jej członki do tego stopnia, że musiała sobie dyktować kolejne ruchy.

Boże, co ona najlepszego zrobiła? Powinna siedzieć teraz bezpiecznie za murami klasztoru i dodawać odwagi Maeve. Unik, zwrot, cios. Co ona sobie właściwie wyobrażała? Że bitwa setek ludzi to bułka z masłem, igranie z losem, zabawa w umieranie, jak przy pojedynku? Unik, zwrot, cios. To, co rozgrywało się na jej oczach i w czym brała czynny udział, nie było zwykłą walką, ale danse macabre, diabelskim tańcem w morderczym amoku.

Na ich mały oddział runęła horda żądnych mordu berserkerów. Anya nawet nie zauważyła, jak bardzo towarzysze broni rozsypali się po polu.

— Do mnie! Grainneog1, Jeż! Robić Jeża! — krzyczał Turlough gardłowo. — Ty! — złapał niemrawą Anyę od tyłu za bark i przyciągnął do grupy, gdzie zwarci w ciasny szyk Irowie dźgali włóczniami napierających Wikingów. — Na przyszłość — syknął Anyi do ucha — pilnuj się i wykonuj komendy, jeśli ci życie miłe, ciamajdo!

Puścił ją, bo musiał zająć się nadbiegającym Nordem, zdążyła jednak usłyszeć, jak pomstuje nad głupią dzieciarnią. Kto to widział brać takiego smarka na wojnę?

Poszukała wzrokiem Domana, którego tyłów miała pilnować. Zgubiła go, psiamać! Gdzie on jest, chyba odłączył się od pozostałych.

W tej samej chwili do boju tłumnie ruszyli Laighinowie Tuathala i ochotnicy pod wodzą Lugaida. Na próżno szukała w tłuszczy pobratymców i wtedy zrozumiała, że Doman wcale nie odłączył się od swoich, to ona się zgubiła!

Ledwo osłoniła ciało przed lecącym ku niej młotem, ale siła uderzenia rozwaliła jej tarczę w drzazgi. Doskoczyła do młodego Wikinga i cięła go pod pachę, wzmacniając siłę ciosu obrotem z prawego biodra. Młodzieniec o skórze jak mosiądz i niezwykle jasnych włosach wizgnął donośnie, upuścił ciężki młot na ziemię i wpił rękę w gejzer krwi. Upadłszy na klęczki, uniósł głowę, by popatrzeć na swego oprawcę. Oczy miał uderzająco niebieskie.

Ty albo ja. Nie czekając, aż opadną ją wątpliwości, Anya przejechała mu samym czubkiem miecza po gardle. Krew bluznęła młodemu Nordowi na brodę, spojrzenie zaszło mu mgłą. Gdy padał twarzą w rudą od jatki trawę, dziewczyna rzuciła się między Irów i nieprzyjaciół w poszukiwaniu Domana.

Wciąż miała przed sobą tę młodą twarz i błękit oczu. Tamten Wiking był w jej wieku albo niewiele starszy od niej. W innych okolicznościach usiadłaby na murawie, ukryła głowę w ramionach i wybuchnęła gorzkim, spazmatycznym szlochem.


1 Grainneog (irl.) – "Jeż" – rodzaj szyku.