Poprzedni fragment Następny fragment

kraczając do wypełnionej doszczętnie sali, młody władca musiał przyznać, że Cahir i Brendan spełnili pokładane w nich nadzieje. Stoły suto zastawiono najlepszym jadłem, mięsa, wina i okrągłych bochenków chleba, naciętych w znak krzyża, było w bród. Przyszli już wszyscy zwołani Ó Muirédaigowie, krewni Kevina i Tuathala. Każdy z możnych, czy naczelnik klanu, siedział wygodnie, a bard umilał im czas muzyką.

— Jego Wysokość, król Leinsteru – Kevin syn Lorcana Ó Muirédaig i Jej Wysokość, królowa Leinsteru, księżna Munster i Corcaigh, Maeve Ní Crimthain — ogłosił szambelan z wyszukaną, przesadną emfazą, na co koronowane głowy zareagowały lekkim kiwnięciem, zaś reszta oddała monarsze należny mu honor.

Coś w nim uległo zmianie, dziwił się każdy z osobna w duchu. Charyzma otaczała go zawsze, teraz jak gdyby bił zeń wewnętrzny blask, leciutka, błękitnawa gloria Wybrańca. Leinsterczyk budził podziw i ogromny szacunek.

Już w progu Kevin zdał sobie sprawę z faktu, iż oczy zebranych utkwione są w jego osobie i pozwolił, by leciutki uśmiech okrasił mu usta. Podziw jest połową sukcesu.

— Panowie, witam was w moich… — zaczął, siadając w karle, ale Máel Sechnail, władca Mide, przerwał mu obcesowo:

— Do rzeczy, Lon! Mam mało czasu, zaraz wracam z powrotem do siebie. Przybyłem na radę nie na twoje zaproszenie, a przez wzgląd na moją przyjaźń z obecnym tu królem Munsteru – owa „przyjaźń” była jawnym kłamstwem – który nalegał, bym przyjął je mimo wszystko.

Lon, przemknęło Kevinowi przez głowę. Nazwał mnie Szpakiem, użył mojego godła. To nie świadczy zbyt dobrze o jego szacunku. Nie traktuje mnie poważnie, raczej jak szaleńca, który ubzdurał sobie przymierze do walki z najeźdźcą.

— Winien jestem zatem wdzięczność królowi Munster, że cię przekonał, Máelu — odezwał się już na głos i uraczył sojusznika uśmiechem wdzięczności, następnie znowu przeniósł wzrok na władcę Mide. Obaj czuli do siebie antypatię od czasu, gdy Máel zażądał od prowincjii płacenia trybutu i spotkał się z kategoryczną odmową Laighinów. — Na twoją prośbę będę mówił zwięźle i bez żadnych ozdobników, bo wiemy tutaj wszyscy, jak hołdujesz konkretom. Otóż, zwołałem was, przyjaciele, aby zaproponować pakt, na mocy którego zintegrowane królestwa podjęłyby walkę zbrojną przeciwko agresorom z Północy kontynentu. O to samo zamierzam ubiegać się u lairdów, przekonując, że walka wspólnymi siłami ma większą szansę powodzenia, niźli drobne ataki na lepiej zorganizowane, liczniejsze oddziały Norwegów. Przywódcy klanów — Kevin wyprostował się w karle — apeluję o zaprzestanie waśni, które tylko osłabiają nasz kraj i jeszcze mocniej go dzielą. Nie możemy toczyć wojny domowej, skoro nieprzyjaciel łupi i podbija nasz Erin.

Jako pierwszy oburzonym okrzykiem zareagował pośledni rí tuatha1, naczelnik klanu Ó Riogan.

— Mam się pogodzić z tymi cholernymi Tadhgain’ami?! Po tym, jak skurwysyny, złodzieje, nakradły mnie i moim braciom najlepszych byków i jałowic? Nie ma nocy, żebyśmy nie musieli pilnować naszych stad. Że nie wspomnę o podskubywaniu owiec.

— Kogo nazywasz złodziejem, góro mięsa? — wściekł się Ultan Ó Tadhgain, a wyglądał zupełnie, jakby miał zaraz dobyć broni i rozpętać kolejną burdę między poróżnionymi krajanami. — Mam ci wytknąć, jak to twój suczy syn zmajstrował bachora mojej córce, a zaraz potem porzucił ciężarną? Czekaj no, już ja cię…

— Co mnie, co mnie? — drwił z pogróżek Ó Riogan. — Nikt twojej marnej dziewki siłą nie przymuszał, sama się rozkraczyła.

Twarz Ultana w ułamku sekundy nabrała koloru purpury.

— Cofnij, coś powiedział!!! — ryknął donośnie, aż kielichy zadzwoniły kryształowo.

— Jeszcze czego! A zresztą, mój Torin brzydziłby się tknąć palcem takiej…

I wtedy właśnie Kevin, od początku wysłuchujący ich wzajemnych obelg, stracił cierpliwość. Powstał z karła, czego tamci w ferworze kłótni nawet nie zauważyli.

— DOŚĆ TEGO! — uciszył ich grzmotnięciem pięści o biesiadny stół; zdębiałe zgromadzenie rozdziawiło usta ze zdumienia. — Wstyd! — kontynuował, krążąc w koło zły jak sęp. — Wstyd i hańba! Nic dziwnego, że norwescy berserkerowie sieją wszędzie spustoszenie, skoro wy wolicie się wzajemnie obrażać, niż bronić swych ziem.

— Chyba jednak przesadzasz — skwitował niefrasobliwie Máel. Jego wredny uśmieszek sprawiał, że Kevin sam miał chęć użyć siły i znokautować bezczelnego jednym ciosem pięści. — Świetnie sobie radzimy w naszym własnym zakresie — stwierdził z wyższością. — Pozwól, że ci przypomnę, iż to właśnie ja utopiłem tego parszywego szczura, Torgesa, mimo iż wy wszyscy uważaliście go za niepokonanego. Nie mam nic więcej do dodania.

— Właśnie — przyłączył się jeden z pomniejszych władyków. — Skoro Torgesa jedzą ryby, to Haralda z łatwością rzucimy mu do towarzystwa. Całe to zebranie nie ma najmniejszego sensu — brzmiał jednogłośny werdykt panów naczelnych.

Kevin czuł rozpacz rozszarpującą go od środka. Skoro spotyka go definitywna odmowa, koniec Irlandii jest nieuchronny.

— Panowie, powoli — wtrącił nieoczekiwanie milczący dotąd szwagier Kevina, król prowincji Munster. — Stoimy u progu zagłady, którą częściowo sami sobie gotujemy. Cóż z tego, że uśmiercimy jednego høvdinga, na jego miejscu i tak zjawi się następny. Nie w tym sęk, Máel. Amor patriae nostra lex2. Musimy przystać do sojuszu, nie ma innej drogi, jak tylko zacząć walczyć ramię w ramię. Jak przystało na braci.

— Pod koroną Leinsteru? — zakpił władca Mide. — Z bękartem jako najwyższym królem? Nigdy żaden Leinsterczyk nie królował nad wyspą, to oczywiste, że tylko ktoś z Ó Neillów nadaje się do tej roli! Co do ciebie, Szpaku, powiedz wprost: znudziło ci się być diukiem wojennym i zapachniał ci nowy tytuł? Nic z tego, po moim trupie!

Uszy Kevina płonęły, jak zawsze, gdy wypominano mu pochodzenie. Ile jeszcze będzie musiał uczynić, aby nareszcie zaczęto myśleć o nim jak o królu i świetnym wodzu, nie jak o bękarcie? Dotyk braterskiej ręki na ramieniu powstrzymał go przed nieobliczalnym wybuchem. Dziękuję, Brendanie, atak wściekłości jeszcze bardziej by wszystko skomplikował.

— To już chyba niedługo, bo lada dzień Harald i Sigurd dobiorą ci się do dupy, Máel — tą oto dosadną repliką Feidhlimid z Munster zakończył swoją wypowiedź. Powszechnie znany był jego konflikt z królem Tary.

— Czy ktoś tutaj pomyślał o mnie, człowieku, którego dwa lata temu obwołano arcykrólem?

— Ja ciebie nie wybierałem — ostro zaprotestowal Feidhlimid i zaniósł się kaszlem. Był chory, dlatego wybrano już kogoś na jego miejsce, krzepkiego krewniaka Olchobara, ale wciąż to obecny król sprawował praktyczną władzę. — Nikt mnie o zdanie nie pytał w tej kwestii, chociaż osobiście uważałem, że taki zaszczyt należy się komuś, komu naprawdę zależy na Irlandii. Sam się nim obwołałeś, do diabła! I nawet palcem nie kiwnąłeś, by zintegrować wyspę przeciwko najedźcy. Bez jednogłośnej zgody — rzucił Feidhlimid ku pozostałym — sprawowanie władzy przez Máela Sechnailla jest nieważne.

— Ja jestem boskim pomazańcem! Kamień Lía Fáil3 zakrzyczał na mój widok…

Brat Maeve, król-biskup Cashel, nie krył niesmaku wobec takiego argumentu.

— Chrześcijanin i człowiek cywilizowany, a powołuje się na pogańskie rytuały. Głaz do ciebie przemówił, twierdzisz? I co ci rzekł, że jesteś skończonym, starym durniem?

— Pytam po raz ostatni, Máelu — w Kevinie narastał gniew. — Przyłączysz się?

Midejczyk roześmiał się w głos szyderczo.

— Nie.

— Więc wracaj do Tary i czekaj sobie, aż wróg podejdzie pod twoje mury i wykurzy stamtąd ogniem! Ja przystaję — oświadczył Feidhlimid i ostentacyjnie wytarł usta w chustkę.

— Ja też — dorzucił jeden z naczelników.

— I ja — powiedział inny.

Z tym samym wrednym grymasem Máel podniósł się z krzesła, obrzucił ich raz jeszcze pogardliwym spojrzeniem i w eskorcie swego klanu wymaszerował z godnością. Nawet się nie pożegnał, co w ślad za nim powtórzyło kilku wodzów z tamtejszych rejonów. Ale nie wszyscy. W komnacie ostali się przychylni Kevinowi. A było ich sporo. Między nimi zawstydzony postawą krewnego kuzyn króla Mide, Fergus, jedyny człowiek Ó Niallów, który od początku do końca był oddany sprawie.

Z pietyzmem, jeden po drugim, wojowie składali u stop Kevina swój oręż i okrążali trzykrotnie, dotykając jego ramienia na znak błogosławieństwa. Ów tradycyjny obrzęd, zwany deasil, Ó Muirédaigowie powitali okrzykami:

Go máire an ard-rí! Niech żyje arcykról!

— Wiwat Sokół Erinu!

Rex Dei gratiae4 — zaznaczył ojciec Lambert, który dalej nic sobie nie robił z opowieści księcia o spotkaniu z uosobieniem Irlandii.

Trudno opisać, co wówczas czuł wybraniec Zwierzchności; po trosze zaskoczenie przychylnością upartych wodzów, po trosze rozczarowanie z powodu odmowy Máela, cień lęku przed Przeznaczeniem podążającym za nim krok w krok, radość, dławiące gardło wzruszenie, a nade wszystko dumę — nazwali go Sokołem, zaś Sokół to symbol mądrości i władzy, opiekun wyspy. Naprawdę go uznali!

Uścisnął dłoń żony, spoczywającą martwo na oparciu karła; Maeve nieśmiało odwzajemniła ten gest. Aż zakręciło mu się w głowie ze szczęścia i na jakiś czas zapomniał, czym okupi tę chwilę triumfu. Był szczęśliwy ponad wszelkie wyobrażenia.

— Dziękuję wam wszystkim — przemówił uroczyście i przybrał godną minę, chociaż łzy napływały mu do oczu. — Ślubuję uczynić, co w mojej mocy, by przegnać najeźdźcę z powrotem za morze.

Rozległo się znaczące chrząknięcie ze strony Fergusa Ó Nialla.

— Co wprzódy rozkażesz, panie?

— Jeżeli mogę coś zasugerować, to powinniśmy udać się do Glendalough, klasztoru waszego świętego krewniaka — wtrącił rzeczowo mnich. — Po pierwsze namaszczenie Waszej Królewskiej Mości, po wtóre fakt, iż Nordowie budują u brzegów Leinsteru kolejne wielkie osady i lada moment mogą zaatakować świątobliwe miejsce, jak czynili to często.

— Masz rację — zgodził się Kevin. — Mego ojca i dziada też pobłogosławiono, a później pochowano w Glendalough, tradycji musi stać się zadość. Jeszcze dzisiaj ruszamy do Doliny Dwóch Jezior — zarządził swojej drużynie. — Spakować i zabrać z fortu wszystko, co nam niezbędne. Brendanie — uśmiechnął się ciepło do młodszego brata. — Wracamy do domu.


1 rí tuatha – „król” kilku tuath (plemion) irlandzkich, zwany też ruire; wyższy rangą od rí tuaithe – naczelnika pojedynczego szczepu i niższy od króla prowincji (rí coícid). Władzę nad nimi wszystkimi sprawował arcykról (ard-rí).

2 Amor patriae nostra lex (łac.) – "Miłość Ojczyzny naszym prawem."

3 Lía Fáil – kamień koronacyjny irlandzkich królów, wyznaczał środek równiny Fáil, Irlandii i całego świata, podobny do greckiego omfalosa. Ów kamienny słup miał podobno niezwykłą właściwość wydawania głośnego okrzyku w obecności prawowitego władcy wyspy.

4 Rex Dei gratiae (łac.) – Monarcha z Bożej łaski.